Powietrze wypełniała morska bryza. Stary, ślepy na jedno oko i chyba bezdomny kundel wędrował sobie zachodnim brzegiem morza w poszukiwaniu bóg wie czego. Wspaniały widok, który rozpościerał się na wschodniej części nieboskłonu, zupełnie go nie wzruszał. Pewnie widział te wschody słońca już setki albo i tysiące razy. A może po prostu z racji tego, że jest psem, było mu wszystko jedno. Ja z kolei wlepiałem oczy w promienie słońca kąpiącego się gdzieś na horyzoncie i rzucającego blask w naszą stronę. Oślepiający, a jednocześnie tak magiczny i porywający oczy, by patrzeć nawet przez przymrużone powieki. Fale nie zdążyły się jeszcze do końca wyciszyć po wczorajszej niepogodzie i intensywnie obmywały brzeg, przesuwając w tę i z powrotem mniejsze kamyki, które los zaprowadził na mieliznę.
Czytaj dalej →